
Myślenie o budowaniu wizerunku pracodawcy wewnątrz organizacji przeważnie rozpoczyna się od takich aspektów pracy jak zarobki, pakiet socjalny, świadczenia pozapłacowe, atmosfera w zespole, możliwości rozwoju itp. I bez wątpienia są to elementy istotnie wpływające na wizerunek firmy jako pracodawcy. Ale nawet doprowadzenie ich do stanu powyżej przeciętnej może nie zapewnić nam upragnionego wizerunku pracodawcy z wyboru…
Ludzka natura sprawia, że – po zaspokojeniu podstawowych potrzeb związanych z pracą (a do takich mogą być zaliczone wyżej wymienione) – domagamy się więcej i więcej. Jak w (znienawidzonej przez wielu) piramidzie Maslowa. To działa też w postrzeganiu pracodawcy – zaspokoiliśmy podstawowe potrzeby? z pewnością pojawią się kolejne, które wcześniej wydawały się nie mieć znaczenia.
Popatrzmy na największe firmy… Za sukcesem większości z nich stoi (stał) prawdziwy lider. Z dobrym pomysłem i… umiejętnością jego realizacji. Żyłką do dobierania odpowiednich współpracowników i tworzenia im inspirującego i motywującego środowiska pracy. Bo wie, że bez tego nie odniesie sukcesu.
Rolą przywódcy jest jednak nie tylko zaspokojenie podstawowych potrzeb pracowników. Swoją wiedzą, postawą, zaangażowaniem i podejmowanymi decyzjami – jakkolwiek brzmi to patetycznie – musi być wzorem dla swoich podwładnych. Pracownicy chcą widzieć i czuć(!), że ich przełożony rozumie ich potrzeby, udziela im odpowiedniego wsparcia, jest z nimi nawet w najtrudniejszych chwilach, a gdy zajdzie taka potrzeba, staje w ich obronie. Bez tego nikt nie zostanie po godzinach, gdy będzie trzeba i nie będzie „umierał za swoją firmę”.
Gdyby nie Steve Jobs być może nigdy nie usłyszelibyśmy o Apple, gdyby nie Jack Welch GE najprawdopodobniej nie było w miejscu, w którym jest teraz. American Dream? Niekoniecznie. Sławomir Lachowski, prof. Andrzej Blikle, dr Irena Orfinger, wspomniany już przez nas Mariusz Walter to świetne przykłady z naszego rynku. Ich wizja, upór w dążeniu do celu, umiejętność otaczania się właściwymi ludźmi i – co najważniejsze – zarządzania nimi sprawiły, że prowadzone przez nich firmy stały się synonimami rynkowego sukcesu. Ale nie miałoby to miejsca, gdyby nie pracownicy, którzy dają firmom coś więcej, niż praca od 8.00 do 16.00.
Widzieliśmy firmy, w których szef całej firmy schodzi do szeregowego pracownika marketingu i zabiera go na lunch, żeby zwyczajnie pogadać. I nie ma w tym zadęcia i cienia przymusu. Zdarzyło się nam usłyszeć od pracowników, że nie odejdą do innej firmy, bo w żadne innej spotkana na korytarzu pani prezes nie zapyta o kłopoty z dzieckiem. Widzieliśmy też inne… Takie, w których pracownika po 4 latach pracy w firmie jeden z członków zarządu (pracujący na tym samym piętrze) pyta 'A Ty tu pracujesz? A w jakim dziale?’
Zadamy retoryczne pytanie: w której wolelibyście pracować? 🙂